Czy ten artykuł był ciekawy? Podziel się nim! Według wstępnych prognoz pogody 24 grudnia 2023, w niedzielę nie zapowiada się na dobrą aurę. O śniegu można zapomnieć. Wstępnie wynika
Pierwszego dnia wiosny 2022 roku Jelenia Góra symbolicznie stanęła na najwyższym szczycie Afryki północnej. Jebel Toubkal o wysokości 4167 metrów jest także najwyższym szczytem Maroka oraz Atlasu. Położony około 80 km na południe od Marrakeszu wznosi się w dolinie Mizan wchodzącej w skład Toubkal National Park. Jebel Toubkal, najwyższy szczyt północnej Afryki – 4167 metrów Foto: Krzysztof Tęcza Chętni do wejścia na ten szczyt przybywają tutaj w zasadzie przez cały rok. Największy tłok na szczycie to okres letni, kiedy nie ma tu już dużych ilości śniegu. Dlatego powszechnie utarło się przekonanie, że droga na szczyt nie jest zbyt trudna i nie wymaga specjalnych umiejętności technicznych. Nic błędniejszego. Właśnie takie przekonanie doprowadziło do wielu tragedii i niepowodzeń zrealizowania zamierzonego celu. W Atlasie Wysokim dominuje klimat podzwrotnikowy suchy. Nastromienie zboczy może nie jest zbyt eksponujące, jednak w okresie letnim sporym utrudnieniem jest zalęgający rumosz skalny wymagający od idących zachowania dużej uwagi. Wszystko jednak zmienia się w okresie zimowym kiedy zalega tutaj śnieg. Często, tak jak i tym razem, występujące duże opady śniegu potrafią w ciągu zaledwie kilku godzin zniweczyć nasze plany. Zalegający śnieg zupełnie zmienia warunki podejścia na szczyt. Stromość zboczy staje się zbyt duża by można było ją lekceważyć, często wydeptana w zlodowaciałym śniegu ścieżka jest tak wąska, że nie ma mowy o postawieniu na niej obu stóp jednocześnie. Co prawda, przynajmniej na pierwszym odcinku podejścia nie ma niebezpieczeństwa spadnięcia do przepaści, w razie ześlizgnięcia zsuniemy się do 200 metrów w dół do doliny, którą idziemy. Niebezpieczeństwem są tutaj występujące duże głazy na które możemy wpaść pędząc po zlodowaciałym śniegu. Wszystko zmienia się w górnej części podejścia, przed samym szczytem i bezpośrednio na nim. Tam każde potkniecie grozi wpadnięciem do widocznych przepaści. Na tym odcinku nie ma już żartów. Musimy wytężyć naszą uwagę na maksa. Autor na tle szczytów Atlasu. Foto: Krzysztof Tęcza Aby uzmysłowić wszystkim mającym zamiar wyruszenia na ten niesamowity szczyt wspomnę słowa zamieszczone przez Hamisha Browna w jego książce pt. „Jak zdobyć najpiękniejsze góry świata”: „… Ostrzeżenie! Ponieważ wiele przewodników książkowych opisuje Toubkal jako łatwe przedsięwzięcie wspinaczkowe, występuje tendencja do lekceważenia góry. Szczyt próbują atakować zespoły źle wyekwipowane, w złych warunkach pogodowych, bez przygotowania i dobrej aklimatyzacji. Upał, brak wody, wysokość czy zmiana warunków pogodowych mogą zmóc nawet ludzi przygotowanych. Toubkal powinien być traktowany z respektem, porównywalnym z alpejskimi szczytami… Lekceważenie szczytu oraz beztroskie podejście do wyprawy nań w efekcie mogą doprowadzić do przykrych konsekwencji”. Po moim wejściu na szczyt muszę w całości zgodzić się z przytoczonymi powyżej słowami. Nasza grupa, mimo iż na szczyt dotarła pierwszego dnia wiosny to w zasadzie wyprawę musiała odbyć jako zimową. Tym razem droga na szczyt nie byłaby możliwa do przejścia bez użycia raków. Zlodowaciały śnieg nie pozostawiał wyboru. Także wysokość, a co za tym idzie, spłycony oddech, miał wpływ na tempo marszu i jego szybkość. Również ujemna temperatura i wiejący przy szczycie silny wiatr nie były sprzymierzeńcami w drodze na szczyt. Wspomnę tutaj, że wykorzystywanie turystyczne szczytu to ledwie jedno stulecie. Pierwsze wejście miało miejsce w 1923 roku, pierwszy Polak zdobył szczyt w 1934 roku. Trudna droga na szczyt. Foto: Krzysztof Tęcza Jeśli chodzi o naszą grupę to liczyła ona 11 osób. Ponieważ wybrałem opcję wyprawy zorganizowanej mieliśmy polskojęzycznego opiekuna oraz przewodnika miejscowego, który był na Jebelu już ponad 300 razy. Wyprawę rozpoczęliśmy, tak jak wszyscy od przybycia do miejscowości Imlil, w której rozpoczęła się nasza aklimatyzacja. By przygotować nasz organizm do przebywania na coraz wyższej wysokości wyruszyliśmy na spacer zapoczątkowany na wysokości 1700 metrów Krętymi ścieżkami, pokonując setki schodów ułożonych z kamieni, podziwiając górskie krajobrazy wspięliśmy się 250 metrów wyżej docierając do pierwszego schroniska. To tutaj mieliśmy rozpocząć właściwą aklimatyzację. Na razie wszystko przebiegało zgodnie z założeniami. Nie doświadczyliśmy specjalnych problemów kondycyjnych ani zdrowotnych. Wszak większość z nas była już na wyższych wysokościach. Gospodarze dbali o nas wyjątkowo dobrze. Dostaliśmy bardzo obfitą i urozmaiconą kolację. Mogliśmy zobaczyć jak przygotowuje się tradycyjną herbatę. Dopiero w nocy okazało się, że jedynym źródłem ogrzewania tego obiektu jest kominek umieszczony na świetlicy. Gdy ogień zgasł powoli robiło się coraz chłodniej. Grube koce pozwoliły jakoś dotrwać do rana. Dzięki temu, że większość istniejących tu obiektów to budynki wielopiętrowe posadowione na zboczach poszczególnych wzniesień mają one mnóstwo schodów i zakamarków. Najlepszym jednak jest fakt, że wszystkie bez wyjątku, posiadają płaskie dachy wykorzystywane jako tarasy widokowe. I właśnie z tarasu schroniska po raz pierwszy zobaczyliśmy nasz szczyt. Lśnił bielą zalęgającego na nim śniegu. Niestety z tej perspektywy, mimo iż najwyższy, wydawał się być najniższym z oglądanych wierzchołków. Nie mniej to właśnie on jest celem naszej wędrówki. Tego dnia, po obfitym śniadaniu, wyruszamy na przejście aklimatyzacyjne. Jakież jest nasze zdziwienie gdy przed nami idzie kilka mułów. Okazuje się, że podążają one na górskie pastwiska, dokładnie drogą którą mamy iść także my. W zasadzie nie było żadnych niespodzianek. Każde przejście aklimatyzacyjne polega na pokonaniu kilku kilometrów i zaliczeniu jak największej ilości dolin i wzniesień. Jedyną różnicą tym razem była wizyta w jednym z domów gdzie mieszkańcy poczęstowali nas herbatą i pokazali jak na co dzień wygląda życie w tych trudnych górskich warunkach. Oczywiście przez cały spacer towarzyszyły nam niezwykłe widoki. Schronisko „Pod Muflonem” 3200 metrów Foto: Krzysztof Tęcza Następnego dnia ruszamy w stronę szczytu. Oczywiście idziemy „na lekko”, nasze główne bagaże niosą muły. Nigdzie się nie spieszymy, pokonujemy kolejne zakątki doliny prowadzącej pod szczyt. Mijamy jedną z bardziej znanych w Maroko świątyń, w której składane są ofiary w intencji ozdrowienia osób dotkniętych chorobami psychicznymi. Wykorzystujemy nieliczne miejsca, w których można napić się świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy i po obiedzie podanym na łonie natury docieramy do granicy zalegania śniegu. Jesteśmy na wysokości około 3 tysięcy metrów. Zatem pokonaliśmy ponad kilometr przewyższenia. Dobrym znakiem wydaje się pojawienie na niebie zjawiska atmosferycznego zwanego „Halo”. Niebawem z za kolejnego załamania doliny wyłania się nasza baza. Jest to schronisko „Pod Muflonem”. Tak naprawdę znajdują się tutaj cztery kamienne obiekty oraz pole namiotowe. W lecie panuje tu duży ruch. Teraz, po niedawnych opadach śniegu nie ma zbyt wielu grup. Ci, którzy skorzystali z miejscowej wypożyczalni przymierzyli i przetestowali raki. Pozostali nie musieli tego czynić chociaż z zaciekawieniem przyglądali się jak trzymają się one podłoża. Przed nami ostatnia noc, choć tak naprawdę pobudkę wyznaczono na 4 rano. Warunki spartańskie, w kranie zimna woda, brak ogrzewania, śpimy w przyniesionych śpiworach, całkowicie ubrani, wykorzystując użyczone grube koce. Rano, po lekkim śniadaniu, ruszamy w góry. Oczywiście wszyscy zakładają raki bez których, jak szybko się okazało, nie dalibyśmy rady nie tylko wejść na szczyt ale w ogóle daleko zajść. Wschód słońca w drodze na szczyt. Foto: Krzysztof Tęcza Trawersujemy kolejne zbocza idąc niezliczonymi serpentynami. Niestety krótkie postoje szybko powodują wychłodzenie organizmu. Staramy się ograniczać je do minimum. Temperatura spadła do kilkunastu stopni, oczywiście w minusie. Wiatr też nie pomaga. Mimo założenia bielizny termo aktywnej, dwóch bluz i kurtki puchowej, gdy tylko przestajemy się piąć pod górę przenika nas niesamowity chłód. Zmienia się to dopiero gdy wstaje słonko. Od tej pory robi się cieplej. Jego promienie i złote światło padające na sąsiednie szczyty wyzwalają w nas świeżą energię. Jednym słowem zyskaliśmy nowe siły. Oczywiście nasz przewodnik zaraz zwraca nam uwagę byśmy zachowali ostrożność bo takie rozprężenie nie jest dobre dla poprawy naszego bezpieczeństwa. W końcu docieramy do ostatniego wypłaszczenia, miejsca w którym ustawiono znak ostrzegający przed „latającymi turystami”. Dalsza droga to już nie przelewki. Musimy obejść główny szczyt uważając na przepaści, na zalęgające kamienie przykryte zlodowaciałym śniegiem, na bardzo wąską ścieżkę, no i na schodzących z góry turystów, z którymi w tych trudnych warunkach musimy się jakoś minąć. A trzeba brać pod uwagę to, że my widząc już cel naszej wędrówki zaczynamy być mniej uważnymi a schodzący z góry są zbyt rozluźnieni i podekscytowani tym, że już byli na szczycie. Muszę przyznać, że ten ostatni etap podejścia przypomina mi troszeczkę końcówkę podejścia na Rysy od strony słowackiej. Widok ze szczytu. Foto: Krzysztof Tęcza W końcu jesteśmy na szczycie. To 4167 metrów nad poziomem morza. Stoimy przy charakterystycznej konstrukcji wystawionej na samym wierzchołku Jebela. Dopiero teraz widzimy jak wysoko dotarliśmy. Wokół widzimy jeszcze kilka szczytów mających ponad 4 tysiące metrów. Są one jednak nieco niższe. Wszędzie jak okiem sięgnąć widać albo białe wierzchołki sąsiednich szczytów albo głębokie doliny wypełnione białymi gęstymi chmurami udającymi falujące morze. Coś niesamowitego. Czekamy chwilę by na szczyt dotarli ostatni uczestnicy naszej ekipy. Nie ma co ukrywać, nasza grupa trochę się rozciągnęła, w końcu warunki terenowe, śnieg, wysokość, zrobiły swoje. Teraz pamiątkowe zdjęcia i ruszamy na dół. Tak jak zapowiadano pogoda zaczyna się psuć. Pojawiają się pierwsze płatki spadającego z nieba śniegu, wzmaga się wiatr. Oczywiście na dół idzie się nieco szybciej. Wejście na górę zajęło nam 4 godziny, zejście tylko 3. Jednak ostatnie metry, gdy już widzieliśmy nasze schronisko, wcale nie należały do łatwych. Wszystkim dały się już we znaki trudy nocnej wspinaczki i sporego tempa zejścia na dół. Nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Trzeba było wzmóc czujność by nie doszło do jakiegoś wypadku. Myślę, że po trudzie jaki był naszym udziałem tego dnia wszystkim smakował obiad przygotowany przez naszego kucharza. Do tego gorąca herbata. Od razu uprzedzam dociekliwych – nie było żadnego alkoholu, nawet piwa. Po pierwsze to są góry, po drugie, w Maroku poza nielicznymi marketami nigdzie nie kupi się takich napojów. Nam wystarczyło kilka szklanek miejscowej herbaty, do której dodaje się stosowne przyprawy. Ponieważ na szczyt weszliśmy wszyscy nie było potrzeby spędzania na tej wysokości kolejnej nocy by zwyczajowo dać jutro drugą szansę na stanięcie na szczycie. Dlatego zaraz po posiłku ruszyliśmy w dalszą drogę do schroniska znajdującego się poniżej 2 tysięcy metrów. Oczywiście zbędne rzeczy ponownie „nadaliśmy na bagaż” czyli przekazaliśmy opiekunom mułów, które zniosły je nam do naszej bazy. Gdy wreszcie dotarliśmy do Imlil okazało się, że tego dnia pokonaliśmy ponad 20 km i ponad 3 tysiące różnicy wzniesień. Świętowanie wyglądało różnie. Część ekipy skorzystała z miejscowej łaźni by doprowadzić się do porządku i rozgrzać zmarznięte ciało, część po prostu położyła się spać. Wszyscy jednak spotkaliśmy się na wspólnej kolacji, podczas której mogliśmy podzielić się swoimi wrażeniami. Ranek całkowicie nas zaskoczył. Okazało się, że śnieg zasypał nie tylko szczyty ale także doline poniżej naszego schroniska. Wygląda na to, że mieliśmy szczęście, iż weszliśmy na szczyt wczoraj. Dzisiaj już nie dalibyśmy rady. Wodospady Ouzoud. Foto: Krzysztof Tęcza Aby ochłonąć po trudach górskiej wyprawy następnego dnia wybraliśmy się na wodospady Ouzoud. To tam można się wykąpać pod spadającymi ze 110 metrów strugami wody. Oczywiście nie dosłownie, to zbyt niebezpieczne. Niestety tym razem pogoda spłatała nam figla, zrobiło się tak zimno, że zamiast kąpieli założyliśmy puchowe kurtki. Chociaż znaleźli się śmiałkowie chcący dopełnić tradycji. I tak oto nasza wyprawa dobiegła końca. Cała grupa licząca 11 osób stanęła na szczycie najwyższej góry Afryki północnej. Każdy chciał jakoś zaznaczyć swój pobyt na nim w sposób wyjątkowy. Ja, ze swej strony, ubrałem przywiezioną z sobą koszulkę z logo mojego miasta Jeleniej Góry. W ten sposób stanąłem na Jebel Toubkal, na wysokości 4167 metrów wraz z cząstką mojej Małej Ojczyzny. Krzysztof Tęcza
Sytuacja związana z awarią w Jeleniej Górze potężnej rury wodociągowej o średnicy pół metra poprawiła się. Wodę, czasem o mniejszym ciśnieniu, mają już prawie wszyscy jeleniogórzanie. Dostarczana jest do ich kranów z innych źródeł. Czynne są Termy Cieplickie. Usuwanie awarii nie zostało jeszcze zako
Temperatura Zachmurzenie Wiatr Powietrze Dziś Jutro Partner Brak danych Dobra Umiarkowana Zła Bardzo zła Dzień Godzina Prognoza Temperatura Opady Kierunek wiatru Prędkość wiatru Szansa opadów Słońce Księżyc 21:00 17° 16° 15° 15° 14° 14° 13° 13° 12° 14° 15° 17° 19° 20° 21° 22° 23° 23° 24° 23° 23° 22° 21° 20° 19° 19° 19° 18° 17° 17° 16° 16° 16° 15° 15° 16° 16° 17° 18° 18° 19° 20° 19° 18° 18° 18° 18° 18° 0%0%0%0%0%0%0%0%0%0%0%0%0%1%4%4%5%7%7%7%7%7%11%47%51%47%43%47%51%43%51%47%47%51%47%49%49%56%70%70%70%66%66%49%49%66%66%25% 21:23 22:00 23:00 Jutro 00:00 01:00 02:00 03:00 04:00 04:38 05:00 05:56 06:00 07:00 08:00 09:00 10:00 11:00 12:00 13:00 14:00 15:00 16:00 17:00 18:00 19:00 20:00 20:26 21:00 21:40 22:00 23:00 niedziela 00:00 01:00 02:00 03:00 04:00 04:40 05:00 06:00 07:00 07:11 08:00 09:00 10:00 11:00 12:00 13:00 14:00 15:00 16:00 17:00 18:00 19:00 20:00 20:24 Jaka pogoda będzie jutro? temperatura wyniesie 24°C. Prognoza na przejaśnienia, zachmurzenie umiarkowane. Sprawdź aktualną, długoterminową prognozę pogody. Czy dziś jest smog? Jaka jest jakość powietrza? jakość powietrza jest dobra. Dobre powietrze. Możesz bez obaw wyjść na zewnątrz i cieszyć się dniem. Zawartość pyłów zawieszonych w atmosferze: μg/m3, PM10 - μg/m3. Nie ma smogu. Pogoda Planteczka 17° Pogoda Janowszczyzna 17° Pogoda Wysokie Laski 17° Pogoda Igryły 17° Pogoda Zawistowszczyzna 17° Pogoda Nowa Moczalnia 17° Pogoda Geniusze 17° Pogoda Podkamionka 17° Pogoda Słojniki 17° Pogoda Lipina 17°
Wskaźnik lokalizacji jest umieszczony na Babia Góra. Ta animacja pokazuje radar opadów dla wybranego zakresu czasu, jak również prognozę 2h. Pomarańczowe krzyże oznaczają wyładowania atmosferyczne. Dane dostarczone przez nowcast.de (dostępne w USA, Europie, Australii). Mżawka lub lekki opad śniegu może być niewidoczny dla radaru.
Zbyt wiele wyświetleńSpróbuj ponownie
Kiedy spadnie pierwszy śnieg w Polsce? Jest zapowiedź. Zima 2023/2024 zbliża się już wielkimi krokami. Za oknem robi się coraz szybciej ciemno, a sezon grzewczy w Zielonej Górze też już
Jaka będzie w tym roku pogoda na Boże Narodzenie w Jeleniej Górze? Czy będą białe święta? Zobacz, jakie warunki pogodowe są przewidywane na święta. Czy będzie padać śnieg? Jaka jest przewidywana temperatura? Większość z nas marzy o tym, by w święta spadł śnieg. To jeden z elementów, które wprowadzają świąteczną atmosferę. Jednak od dawna nie mieliśmy białych świąt. Czy w tym roku się to zmieni?Pogoda na Boże Narodzenie 2021: Jelenia GóraSpadnie deszcz w Jeleniej Górze. Niestety meteorolodzy nie przewidują opadów śniegu, ale bardzo prawdopodobne, że będzie padał deszcz. Pogoda w Jeleniej Górze: w ciągu dnia: 2°C. Temperatura w nocy: -4°C. Wiatr: 6 km/h Kierunek wiatru: południowo-wschodni. Prawdopodobieństwo opadów: 10%. ZOBACZ KONIECZNIEPrezent na Gwiazdkę dla chłopca. Pomysły na Boże Narodzenie, pod choinkęJaka była pogoda w święta w poprzednich latach? Od wielu lat w Polsce w święta Bożego Narodzenia nie padał śnieg. Chociaż temperatura również nas nie rozpieszczała i na zewnątrz było zimno, śniegiem nie mogliśmy się cieszyć. Czy w tym roku się to zmieni? Boże Narodzenie - tradycjeBoże Narodzenie to święto w tradycji chrześcijańskiej, które upamiętnia narodziny Jezusa Chrystusa. Przypada na 25 grudnia. Poprzedzona jest trzytygodniowym okresem oczekiwania, które nazywa się adwentem. Na 24 grudnia przypada Wigilia Bożego Narodzenia. Najważniejszym punktem tego dnia jest uroczysta kolacja, którą rozpoczyna się po pojawieniu się na niebie pierwszej gwiazdy. Jest to tradycja upamiętniająca gwiazdę, która prowadziła Trzech Króli do stajenki. Według tradycji ważne jest również, by przygotować dodatkowy talerz, dla niezapowiedzianego gościa. Oprócz tego nie ma zgodności, co do ilości potraw, które powinny pojawić się na stole. Zdecydowana większość uważa, że na stole powinno pojawić się 12 potraw. Inni wyznają zasadę, że tych potrwa powinno być 11 lub 13. W nocy z 24 na 25 grudnia, o północy, odbywa się uroczysta msza, którą nazywa się Pasterką. Dzień 25 grudnia to Boże Narodzenie. Jest to dzień wolny od pracy. Drugi dzień świąt, czyli 26 grudnia, obchodzony jest na cześć św. Szczepana, który był pierwszym męczennikiem za wiarę chrześcijańską. Drugi dzień świąt również jest wolny od ofertyMateriały promocyjne partnera
Czarna Góra jest atrakcyjnym celem podróży nie tylko zimą. Latem kurort zmienia się w miejsce idealne dla wielbicieli pieszej turystyki górskiej oraz jazdy na rowerze. Widoki i zadbane szlaki zachęcają, by pokonać wiele kilometrów. Hotele wchodzące w skład resortu zapewniają z kolei komfortowy nocleg i wypoczynek.
– Rano zrobiłem dwa kursy „szubienicą” – śmieje się Rafał Łozowski. – „Szubienicą” nazywamy samochody, które wożą duże kontenery z odpadami. Później zaczął mocno padać śnieg, więc odśnieżałem unimogiem Jagniątków. No i teraz znowu tam jedziemy…Śnieg sypie od kilku godzin. Pierwszy atak zimy. Wczoraj ( na ulice Jeleniej Góry wyjechało z MPGK siedem z dziesięciu samochodów do utrzymania dróg. Rafał Łozowski kieruje właśnie jednym z Ma napęd na przód i na tył - tłumaczy. - Unimog nie jest wielki, więc idealnie nadaje się na górskie uliczki. Nie tylko zresztą na górskie, także do odśnieżania i sypania solą w śródmieściu, gdzie jest wąsko i nie zmieści się liaz czy Jagniątkowa zajmuje Rafałowi równo dwie godziny. Przejeżdżamy w tym czasie 37 kilometrów, zużywając 16 litrów Niektórzy myślą, że samorząd zapłaci nam za każdy przejechany kilometr, a tak nie jest - wyjaśnia Ryszard Fendryk, dyspozytor w MPGK. - Nasze samochody posiadają zamontowane systemy GPS wraz z czujnikami reagującymi na najważniejsze czynności kierowcy. Mamy dzięki temu zapisane wszystko: w którym miejscu miasta znajduje się samochód i co dokładnie robi. Samorząd płaci nam jedynie za płużenie, sypanie oraz płużenie z sypaniem. Za dojazd piątek auta MPGK przejechały około 800 km, lecz firma pieniądze dostanie tylko za ich część - za tyle, ile zostało posypanych solą i Za dojazd do Jagniątkowa nie dostaniemy nic - mówi Rafał Łozowski. - Dopiero teraz, gdy zaczynam ulice posypywać jest to płatne. Trasa do Jagniątkowa należy do najtrudniejszych. Znajduje się na niej wiele stromych podjazdów, których pokonanie nie jest łatwe nawet dla unimoga. Uliczki są wąskie, trudne do zawracania. Niekiedy trzeba wjechać do lasu, innym razem niemal do… szopki jednego z mieszkańców. Mijani jeleniogórzanie pozdrawiają nas i uśmiechają To miłe - śmieje się także Rafał Łozowski. - Nie zawsze jednak tak jest. Rok temu minął mnie samochód, ale potem zawrócił, wyprzedził i zajechał mi drogę. Jego kierowca był zdenerwowany. Groził mi, że będę płacił za zniszczenie karoserii jego auta przez sól, którą sypałem… Ludziom trudno czasami A dzisiaj na przykład na wąskiej uliczce w Cieplicach ktoś postawił auto tak, że nasz wóz nie mógł przejechać - opowiada Ryszard Fendryk. - Właściciela auta nie dało się szybko znaleźć i nasz kierowca musiał prawie trzy kilometry cofać…Kierowcy opowiadają, że ciężko odśnieża się zwłaszcza wąskie uliczki starego miasta i boczne uliczki Zabobrza. Wystarczy jeden źle zaparkowany samochód i po odśnieżaniu. Trasy w śródmieściu liczą średnio około 15 - 20 km, najdalej jest do Maciejowej i z powrotem. Kierowca przejeżdża wówczas w jednym kursie około 60 biorących udział w odśnieżaniu Jeleniej Góry jest w sumie 30. Pracują po 12 godzin. W siedzibie firmy przy ul. Wolności mają pokój, w którym nocami dyżurują. Gdy aura sprzyja, mogą się nawet przespać. - Lubię swoja pracę - uśmiecha się Rafał Łozowski. - Biorę kanapki, termos; w samochodzie włączam „Muzyczne Radio” i jazda! Minionej zimy kilka razy o mało nie wylądował unimogiem w rowie. Wspomina, że co najmniej dwa razy zrobiło mu się naprawdę gorąco. Raz, zjeżdżając z góry, miał poważne problemy z hamulcami. Kiedy już był pewny, że rozbije się, hamulce zadziałały. - Nasi kierowcy od czasu do czasu padają też ofiarami brawury innych kierowców - mówi Ryszard Fendryk. - Najgorsi są ci, którzy nie wymieniają opon na zimowe oraz ci, którym wydaje się, że jeżdżą jak Kubica…
Kozi Wierch - prognoza pogody na dzisiaj (24.11). Jakie warunki pogodowe są w górach (Tatry)? W piątek temperatura na Kozim Wierchu (Tatry) ma wynieść -8 °C. Z kolei spodziewana prędkość wiatru to 46 km/h.
Monika Witkowska jako druga Polka w historii zdobyła K2! Kim jest? W piątek Monika Witkowska stanęła na szycie K2 w Karakorum (8611 m) - poinformowano na jej fanpage'u na Facebooku. Została tym samym drugą po Wandzie Rutkiewicz Polką, która dokonała tej sztuki. "MONIKA ZDOBYŁA K2!!!!! Rano o weszła na szczyt, jako druga Polka w historii po Wandzie Rutkiewicz! 36 lat góra czekała na drugą Polkę, Monika trzeci rok próbowała wyjechać, by to zrealizować. Za pierwszym razem pandemia zablokowała, rok temu tak samo i wycofała się jej agencja, przez co tydzień przed wyprawą musiała zmienić górę na Broad Peak. Teraz Monika czuła, że się uda" - napisano. K2 uchodzi za najtrudniejszy technicznie ośmiotysięcznik. Rutkiewicz stanęła na jego szczycie jako pierwsza osoba z Polski 23 czerwca 1986 roku. "Ostatni etap wspinaczki był bardzo ciężki ze względu na pionowe ściany okute lodem, w tym legendarne, wąziutkie przejście zwane +szyjką butelki+, a nad nim olbrzymi serak. Strome wejście powyżej 8200 metrów plus sypki, głęboki śnieg było prawdopodobnie najtrudniejszą wspinaczką dla Moniki w jej karierze. Wchodząc na K2 Monika napisała również, że się poryczała ze szczęścia. Spełniła swoje największe górskie marzenie. Teraz wraca do obozu 3. Miejmy nadzieję, że spokojnie i bez przeszkód!" - dodano. Monika Witkowska. Kim jest? Monika Witkowska urodziła się w 1966 r. w Warszawie. Podróżniczka, himalaistka, żeglarka, pisarka, dziennikarka i przewodniczka wypraw trekkingowych. Należy do składu Kapituły Konkursu Kolosy. Odwiedziła blisko 180 krajów, a swoje wyprawy wypełniała aktywnością fizyczną: nurkowaniem, jazdą na nartach, paralotniarstwem i innymi. Z wielu jej wypraw powstały reportaże i książki. Witkowska na ośmiotysięczniki wspina się od blisko dziesięciu lat. Na szczycie Mount Everest (8848 m) stanęła w 2013 roku. W kolejnych latach zdobyła jeszcze Manaslu (8156) i Lhotse (8516).
EhUEAh. 255 187 24 295 65 34 146 326 384
jelenia góra czy jest śnieg